18/04/2013



        
my neighbourhood & Costa coffee & New Balance sneakers



Po miesięcznym pobycie w Polsce musiałam zderzyć się z rzeczywistością. Spakować walizki, przetrwać lot z płaczącymi dziećmi i przez godzinę słuchać taksówkarza który upierał się, że kod pocztowy który mu podałam, nie może być moim kodem pocztowym (co z tego, że mieszkam tu prawie rok i jakoś wszystkie listy i paczki dochodzą właśnie z tym kodem). Ola też musiała spakować manatki i wrócić do Łodzi (bądźcie czujni, nie długo pewnie pojawi się tutaj jej relacja z FW!).

Za każdym razem jak świeża i wypoczęta wracam do 'Lądka' to obiecuję sobie, że muszę bardziej poznać to miasto, delektować się nim, odwiedzać nowe miejsca. Myślę sobie, że szkoda mieszkać w tak fajnym miejscu i tego nie wykorzystać - muszę robić dużo zdjęć, pokaże je na blogu, będzie ładnie i kolorowo. O tak właśnie. Jednak chwilę później wpadam w wir obowiązków i przypominam sobie o tych ambitnych planach, kiedy wykończona i zrezygnowana ląduję w Polsce na następną 'przerwę'. Tym razem mam nadzieję, że będzie inaczej i pokażę wam trochę moich zakątków. A może na początek pokaże wam winowajcę który kradnie mi najwięcej czasu i wysysa ze mnie energię?



Follow us on Facebook & Bloglovin

1 comment:

Anonymous said...

czekamy <3 :* pozdrowienia pod loc-shop!